Czy do Polski mogą powrócić koszykarskie lata 90-te?

Karolina Domańska od dwóch lat analizuje najlepsze lata polskiego basketu. Czy stare dobre czasy powrócą?

Polskie lata 90. i amerykańska koszykówka w wydaniu NBA były jednością. W kioskach były dostępne czasopisma o tematyce koszykarskiej. Osiedlowy sklep był zaopatrzony w gumy „NBA”, boiska tętniły życiem nawet w najmniejszych miejscowościach w kraju, a Telewizja Polska nadawała na cały kraj retransmisje i transmisje meczów NBA. To nie wszystko. Koszykówka w wydaniu Amerykańskim to również streetball. A tego również nie brakowało dzięki firmom Adidas czy Reebok. Wraz z końcem lat 90. nasz wielki boom koszykarski chylił się ku upadkowi. Powody są różne. Od drugiej emerytury Jordana, po nie do końca udane Mistrzostwa Europy w koszykówce mężczyzn w 1997 roku. Wspomina się też o innych dyscyplinach sportowych, które wykorzystały ten moment. Jednak nie to jest tematem tego artykułu. Zastanówmy się, czy Polska w najbliższych miesiącach, ewentualnie latach może wrócić do basketowego fenomenu sprzed 30 lat?

Obecnie kondycja koszykówki w Polsce jest zupełnie inna. Nie ważne czy mówimy o tej w wydaniu amerykańskim, czy czysto polskim. Nasze reprezentacje (mam na myśli wyłącznie reprezentacje męskie: 5×5 i 3×3) w ostatnich dwóch latach zrobiły dużo dobrego dla opisywanej tu dyscypliny. Ze względu na turnieje 3×3 najlepiej mówić o tym w czerwcu, gdyż jest to okres, kiedy rozgrywany jest cykl World Cup 3×3.

Na początek powspominajmy. 12 czerwca 2018 roku podczas Mistrzostw Świata 3×3 na Filipinach reprezentacja Polski wchodzi do najlepszej czwórki na turnieju. Podjęli tam walkę o finał z niezniszczalną drużyną Serbii pod wodzą Dusana Buluta. Nasi reprezentanci przegrali 21:19 po niezapomnianym rzucie za 2 punkty Majestrowicia, który zakończył wyrównane spotkanie na 1:25 przed końcem regulaminowego czasu.

Jednak nadal walczyliśmy o 3 miejsce przeciwko Słowenii. Ostateczny wynik tego starcia to 21:16 dla przeciwników, co zakończyło zmagania polaków na 4 miejscu. Mimo to, Polskie środowisko koszykarskie odczuwało, że Hicks z Pawłowskim, Rduchem i Sroką wprowadzają do Polskiej koszykówki nową jakość. Mieliśmy nadzieję, że w niedalekiej przyszłości to osiągniecie zaowocuje jeszcze większym sukcesem lub powrotem do złotych lat koszykówki. Drugi skutek oczywiście jest o wiele bardziej złożony, gdyż nie mógłby zostać zbudowany tylko za pomocą dobrego wyniku koszykarzy. To byłaby tylko podstawa dla działań zależnych od Polskiego Związku Koszykówki, a w zasadzie od tego jak promowałby w różnorakich mediach to osiągnięcie reprezentantów 3×3. Jak ostatecznie sprawa się potoczyła, wszyscy wiemy. W mediach krajowych pochwalono męską reprezentację Polski 3×3 za osiągnięcie 4 miejsca w Mistrzostwach Świata i to by było na tyle, jeśli chodzi o szum wśród opinii publicznej. Natomiast środowisko koszykarskie długo cieszyło się tym rezultatem w oczekiwaniu na kolejne sukcesy. Poza tym, jakie były pozytywne skutki tej sytuacji? Fakt, mapa Polskich turniejów 3×3 oraz streetballowych rozrastała się, ale czy możemy mówić o większej liczbie drużyn i uczestników tych imprez? Czy coraz większa liczba osób wychodziła porzucać do kosza, który jest niedaleko Waszego domu? No niekoniecznie. Moim zadaniem większa liczba turniejów była i jest pokłosiem lat 90., gdyż osoby je organizujące wtedy, jak i dziś kochają kosza i chcą go popularyzować. Należy im się za to ogromne Dziękuję! Oznacza to, że śmiało można stwierdzić, że po World Cup 2018 na Polskim podwórku koszykarskim zmieniło się niewiele.

Drugie ważne wydarzenie, którego na pewno nikt nie jest w stanie zapomnieć miało miejsce rok temu, 23 czerwca 2019 roku. Polska reprezentacja mężczyzn 3×3 otrzymała szansę rewanżu na Serbach za rok 2018. Tym razem Mistrzostwa Świata odbyły się w stolicy Holandii, Amsterdamie, gdzie Polski skład Hicks, Pawłowski, Zamojski i Sroka dokonał czynu iście historycznego. Odebrali Serbom szansę na podium World Cup 2019. I do tego w tak wielkim stylu. Ja osobiście chciałam oglądać, oglądać i jeszcze raz oglądać powtórkę wspaniałego rzutu Michaela „Money in the bank” Hicksa, który wygrał ten mecz. Kto nie widział, musi zobaczyć. Serio!

I ponownie zrobił się chwilowy szum w mediach. Czy sytuacja koszykówki w Polsce się zmieniła? Nadal nie.

Kolejną nadzieją na podniesienie stanu Polskiej koszykówki były Mistrzostwa Świata w koszykówce mężczyzn, które odbyły się w Chinach. Pomińmy fakty, że Polska miała stosunkowo dużo szczęścia, gdyż FIBA zwiększyła liczbę zespołów biorących udział w mistrzostwach. Mieliśmy też dość dużo szczęścia podczas losowania grupy. Tak, to szczęśliwe dłonie Kobego Bryanta tego dokonały. Mimo to moim zdaniem nikt nie ma prawa kwestionować gry zawodników naszej kadry. Chłopaki zrobili kawał dobrej roboty i zostawili serce na boisku, aby Polacy mogli być z nich dumni. Tym bardziej że jako reprezentacja powróciliśmy na tą imprezę po 52 latach nieobecności. Znaczna część polskich kibiców koszykówki wiązała duże nadzieje i widziała szansę na rozwój opisywanej dyscypliny, widząc jak chłopaki zdobywali 8. miejsce w turnieju po przegranym meczu z USA, który miał miejsce 14 września. Oznaczałoby to powrót do złotego okresu NBA w Polsce z lat  90. Jak na razie możliwość ta została ponownie nie w pełni wykorzystana. Po pierwsze, koszykówka nie jest promowana w życiu codziennym Polaków tak jak na przykład piłka nożna. Polską reprezentację piłkarzy możemy spotkać przez cały rok na wielu produktach spożywczych oraz codziennego użytku w marketach, na stacjach benzynowych i w sklepach papierniczych. Marketingowcy z PZPN-u tworzą możliwości do zakupienia nieograniczonej ilości produktów z wizerunkiem np. Roberta Lewandowskiego. Grupą docelową są szczególnie młodzi kibice, którzy będą chcieli posiadać całą wyprawkę szkolną z Lewandowskim i resztą drużyny. Dla fanów koszykówki nie istnieje taka alternatywa. Wizerunków koszykarzy nie spotykamy na napojach, kubkach czy jednorazowych talerzykach w sieciowych sklepach. Po drugie, czy jak coś już wygląda dobrze, to zawsze musimy być jedna osoba, która powie zdecydowanie za dużo? Niestety nie najlepszym PR-owym popisem może się pochwalić prezes PZKosz po meczu z Chinami w czasie fazy grupowej Mistrzostw Świata. Wpadł szczęśliwy do szatni, ok. Chciał pogratulować chłopakom – bardzo dobrze, należało im się. Chciał ich wyściskać i pokrzyczeć z radości, super. Jednak po co były te słowa na „k” i „ch”. Inną sprawą jest, to kto to udostępnił bez sprawdzenia? Nawet jeśli były przeprosiny, to niestety niesmak pozostał. Tym bardziej że w dzisiejszych czasach nie ciężko jest przetłumaczyć słowa. Jakby nie było, ferment pozostał i nie zbudował dobrego wizerunku na przyszłość.

Mimo opisanych powyżej zdarzeń, część z nas nadal widzi cień szansy dla Polskiej koszykówki. Prawie od dwóch lat zajmuję się analizą fenomenu amerykańskiej koszykówki w latach 90-ych, co wykonuję w ramach mojej pracy magisterskiej o podobnym tytule. Na potrzeby wspomnianych powyżej badań przeprowadziłam wywiady z osobami, które opisywały, wspominały mi Polską koszykarską rzeczywistość lat 90. z ich perspektywy (za co Wam jeszcze raz bardzo dziękuję). Zdecydowana większość rozmówców podkreśliła, że lata 90. to wspaniały okres koszykówki w Polsce, który najprawdopodobniej już się nigdy nie powtórzy. Przyczyn jest parę. Pierwsza to przede wszystkim czas i przestrzeń. W ciągu 30 lat świat zmienił się nie do poznania tym bardziej życie przeciętnego Polaka. Dziś prawie każdy obywatel naszego kraju między 45 a 15 rokiem życia dużą część dnia poświęca lub przepuszcza (niepasujące skreślić) na różnego rodzaju media społecznościowe, które zalewają nas informacjami. Codziennie każdy z nas otrzymuje ogromną ilość informacji oraz bodźców, które rozpraszają. Przez to często nie potrafimy skupić się na jednej rzeczy. Dzięki takiemu „ułatwieniu” nie musimy już szukać informacji o NBA, bo w zasadzie co sekundę dostajemy nową wiadomość na temat ligi. Jest to też mocno związane z tym, kto w latach 90., był odpowiedzialny za fenomen amerykańskiej koszykówki w kraju nad Wisłą. Kogo by nie zapytać, każdy kto to przeżył, odpowie z pewnością w głosie: Michael Jordan i Chicago Bulls.

Może ktoś z was zastanawiał się, dlaczego on? Starsi czytelnicy pewnie bez dłuższego zastanowienie mówią: Jak to dlaczego? Chodziło o jego grę, styl, chęć wygrywania. Był niezłomnym bohaterem, Bogiem na koszykarskim boisku. Był po prostu najlepszy. Wszystko to z pewnością należy zaakceptować. Jednak pomyślmy o fakcie, który jest niezaprzeczalny. W Polsce lat 90. informacje medialne o koszu czy NBA były znacząco ograniczone. Brak wspomnianych mediów społecznościowych powodował brak ciągłego dostępu do newsów. Dostęp był sporadyczny dzięki programowi NBA Action i gazetom Pro Basket, Magic Basketball, czy ewentualnie Tygodnikowi Basket oraz Gazecie Wyborczej. Skutkowało to łagodnym spojrzeniem na MJ-a w Polsce. Widziano go jedynie jako sportowca czy mistrza NBA. Nikt nie myślał o nim jak o hazardziście czy jak o treningowym tyranie. Dzięki jego kreacji nieskazitelnego bohatera został globalną gwiazdą. Każdy chciał się z nim utożsamić na różne sposoby. Nawet jeśli ktoś kibicował innej drużynie, przykładowo Utah Jazz, to nadal szanował Jordana za jego grę. Zdaje się, że sytuacja ta w USA wyglądała trochę inaczej. Michael wyprzedawał bilety we wszystkich halach i każdy chciał go zobaczyć bez względu na wiek. Jednak dzięki o wiele lepszemu przepływowi informacji ludzie stety bądź niestety wiedzieli więcej o jego życiu prywatnym oraz o stosunku MJ-a do spraw niezwiązanych z koszykówką. Zgodzę się tu w pełni ze Szczepanem Radzkim, który na łamach MVP Basketball Magazynu w numerze Specjalnym z 2011 roku pisał o różnicach między zawodnikami sięgającymi lat 80. w porównaniu z obecnymi. Podkreślał on wpływ mediów, PR-u oraz biznesu na ich wizerunek i stosunek do gry. Zawodnicy lat 80. i pierwszej połowy lat 90. nie skupiali się na tym, jak ich widzą fani, dla nich najważniejsza była gra. Obecni gracze działają w zupełnie przeciwny sposób. To jak odbierze ich opinia publiczna, jest bardzo ważne dla nich. Ponieważ dobry wizerunek generuje propozycje wysokich kontraktów od sponsorów. Zauważcie, że kontrowersyjni gracze nie promują w zasadzie nic na skalę globalną, a w przypadku złego zachowania są karani przez ligę pieniężnie, lub odsuwani od gry. Mimo to każdy dalej te błędy popełnia, ponieważ to są tylko ludzie, a tacy bez skazy nie istnieją. Ta wiedza w połączeniu z dostępem do każdej informacji z życia koszykarza powoduje, że dziś ciężko wykreować wzorzec do naśladowania. Niezbędnego bohatera, który wypromowałby i wprowadził dyscyplinę sportową na jeszcze wyższy poziom. Na naszym podwórku zagadnienie to wyglądało nieco lepiej, gdy Marcin Gortat grał w Phoenix czy Waszyngtonie. Niestety problemy na linii kadra – Marcin – PZKosz zniszczyły, to co było wypracowane.

W ostatnim miesiącu zauważyłam spore światło w tunelu. Ponieważ sama jestem streetballową zawodniczką, (którą możecie kojarzyć z drużyny Córy Boiska, kiedyś CB KU AZS UJ) nie mogę odpuścić rozgrywek w Krakowskich parkach czy na innych boiskach. Odwiedzając wspomniane miejsca na terenie Krakowa oraz mojego rodzinnego Olesna rozmawiam z ludźmi na przeróżne tematy. W obecnym czasie rozmowy zostały zdominowane przez jeden temat związany z koszykówką. Jak się pewnie domyślacie mowa tu o 10 odcinkowym serialu, który swoją premierę miał 19 kwietnia 2020 roku na platformie Netflix. Tak, chodzi o The Last Dance (Ostatni taniec). Film, który prawie na całym świecie stał się numer 1 w rankingu seriali Netflixa na przełomie kwietnia i maja. Oczywiście Polska wśród tych krajów również się znalazła

O czym jest serial dokumentalny Ostatni Taniec, chyba nikomu nie muszę opisywać (jeśli jeszcze nie widzieliście macie co nadrobić). Na pewno niejeden z Was czytał, słuchał czy sam wystawiał recenzję dla wspomnianego filmu. I pewnie niejeden z Was zauważył, że to, co widać wyraźnie w ocenach, to podzielone opinie co do kreacji Michaela Jordana jako głównej postaci dokumentu. Jedni mówią, że wszystko jest tak, jak powinno być. Inni, że Jordan jest przedstawiony w cukierkowy sposób. Jednak nie ma osoby, która kocha koszykówkę i powiedziałaby, że oglądanie The Last Dance było stratą czasu. Główną przyczyną takiego zachowania jest bazowanie na nostalgii i wspomnieniach odbiorców. Jest to nawiązanie do lat 90. za którymi tak wielu z was tęskni. Dla wielu był to czas młodości, życia bez pracy i problemów, życia bez pędu i ciągłego napięcia, czy po prostu czas swobody. Przede wszystkim był to złoty czas NBA w Polsce, gdy mecze były relacjonowane na żywo w krajowej telewizji.

To, co ja zauważyłam podczas rozmów na wspomnianych wcześniej boiskach, to fakt, że ludzie wracają rzucać na kosze, ponieważ obejrzeli Ostatni taniec. Coraz częściej można spotkać nowe osoby z dopiero co kupioną piłką, bo obejrzały The Last Dance i pomyślały, to jest fajne, a w dodatku MODNE! Moim zdaniem los znów dał Polsce szanse na to, aby koszykówka stała się ponownie modna, cool i atrakcyjna pod każdym względem dla młodych obywateli. Warunek jest prosty, musimy tylko wykorzystać daną nam szansę, bo czy możemy być pewni, że będą następne? Tego nikt nie wie. I choćbyśmy mieli korzystać ponownie wyłącznie z wizerunku MJ-a i Chicago Bulls to moim zdaniem warto. Tydzień temu szukałam książki do pracy magisterskiej pt. Grać i wygrać. Michael Jordan i świat NBA, która była jedną z pierwszych pozycji o Jordanie przetłumaczonych na język polski. Niestety nie da jej się dziś zakupić. Nawet wersji wznowionej. No chyba, że za 150 zł na Allegro.

Zgadzam się z osobami, które twierdzą, że MJ w dokumencie Netflixa został zaprezentowany w bardzo dobrym świetle, co ukazuje go jako bohatera. Wszyscy usprawiedliwiają jego wyżywanie się na kolegach z drużyny w sprawie intensywności treningu oraz popędy do hazardu i rywalizacji. To, co mnie najbardziej zaciekawiło to powtarzający się schemat. Ponownie propagatorem amerykańskiej koszykówki został Jordan, mimo przebywania od 17 lat na emeryturze. To samo miało miejsce w latach 90., ale i chwilę później. Pisząc ten artykuł, zastanawiam się jak w moim życiu pojawiła się koszykówka? Czy to dzięki temu, że wieku czterech lat dostałam pierwszy strój koszykarski i tata (mimo że nie był fanem koszykówki) poszedł ze mną porzucać do jedynego kosza na osiedlu? Myślę, że ma, ale zdecydowanie mniejszy niż dwa media, które zawładnęły mną jako małą dziewczynką. Pierwszym z nich był film animowany Kosmiczny mecz (Space Jam), gdzie głównym bohaterem był nie kto inny jak Michael Jordan. Film ten oglądałam z okazji każdych świąt wielkanocnych w TVN. Miało to miejsce od końca lat 90. do mniej więcej połowy pierwszej dekady XXI wieku. Oglądałam Space Jam zawsze, nawet jak leciał w telewizji z innej okazji. O ile dobrze pamiętam, chyba nawet nagraliśmy go na VHS, żebym mogła oglądać bez końca. Zjawisko to było pokłosiem fenomenu NBA w Polsce, który, jak już wspominałam, powstał w latach 90. Drugim równie ważnym medium, które miło duży wpływ na moją miłość do koszykówki była gra NBA Live 2003. Grałam w nią na komputerze jedynie w wersji DEMO. Na okładce widniał Jason Kidd, grający w tym czasie dla New Jersey Nets. Jedyny mecz, jaki mogłam rozegrać za pomocą strzałek oraz 4 klawiszy odpowiadającym podaniom, rzutom, blokom i przechwytom to jedna 5 lub 4 minutowa kwarta. Miała ona za zadanie imitować fragment meczu finałowego z sezonu 2002, gdzie LA Lakers grało przeciwko Nets w drodze po trzeci tytuł z rzędu. Wtedy nie miałam tej wiedzy. To, co mnie najbardziej ujęło w tej grze to styl gry Bryanta. Jego wsady, szybkość i celność. I tak wiem, co myślicie, jak mogłam to oceniać na podstawie gry? Miałam wtedy tylko 7 lat, a mimo to w tej odsłonie gry było widać już różnicę między graczami. Shaq był ciężki i ledwo biegał, Fish i Fox dawali radę, ale i tak ja widziałam głównie Kobe Bryanta. Dzięki niemu zakochałam się w tym sporcie. I w pewnym sensie od tego momentu drużyna z LA stała się moją drużyną. Pewnego razu, jeden z moich rozmówców powiedział: „Jest parę rzeczy w życiu, na które nie mamy wpływu. Nie mamy wpływu, na to w kim się zakochujemy, ale też na to, komu kibicujemy. Drużyny się nie wybiera, ona robi to za ciebie.” I ja mogę się jak najbardziej pod tym stwierdzeniem podpisać, to Lakers wybrało mnie, nie ja ich. Stało się tak, ponieważ nie mogłam dokonać wyboru między Lakers a Nets. System z góry zakładał, że mecz mogę rozegrać tylko drużyną z LA. I dobrze, bo dzięki temu Kobe stał się moim mentorem co do etyki pracy koszykarskiej i tej poza boiskiem. Lakers stali się moją drużyną na dobre i złe czasy. Mimo wszystko muszę przyznać, że w pierwszej kolejności tym, co wywarło na mnie wrażenie, był MJ w Space Jam.

Podsumowując, chciałabym, abyśmy wszyscy Ci, którzy fascynują się koszem, zastanowili się co możemy zrobić, aby osobom starszym i młodszym pokazać, że koszykówka jest dobrym sposobem na rozwój osobisty i nie tylko. Pokazać, że koszykówka to coś więcej niż wyłącznie Jordan, który jak pisałam już wcześniej, niezmiennie i niezależnie od wieku jest propagatorem NBA i kosza w Polsce oraz innych częściach świata. Choć wydaje mi się, że w przypadku Polski duży wpływ ma jeszcze amerykański styl życia, który wydaje się nadal dla Polaków odległy i pachnący wielkim i dalekim światem zachodnim. O którym się tyle słyszało w mediach oraz opowieściach starszych kolegów i krewnych. To powoduje kolejny powrót do tematu wspomnień sentymentalnych, które jak widać, dość mocno sterują ludźmi. Na koniec postawię pytanie, czy faktycznie o odrodzeniu fenomenu NBA i koszykówki w Polsce będziemy myśleć poważnie? Czy może przeczekamy ten moment, myśląc, że wszystko zrobi się samo, jak w przeszłości? Zauważmy jednak, że w latach 90. popularność NBA w naszym kraju nie wyrosła sama z siebie. Ale o tym może innym razem…

Karolina Domańska

Od redakcji: Bardzo dziękujemy Karolinie za nadesłany tekst. Czekamy na kolejne, a przede wszystkim na informację o tym, jak przebiegła obrona pracy magisterskiej! Z przyjemnością opublikujemy jej fragmenty na naszych łamach 🙂

Fot. własne

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*